28 grudnia 2016 , 00.51 środa
Święta , święta i już po. Zwykle lubię ten okres. Spokój, cisza, odpoczynek, czas wolny.Mogę sobie pośpiewać "All I want for Christmas ..." i potańczyć. W tym roku jednak uczucia mam mieszane.
Zaczelo się od rozpakowywania prezentów. Spedziłam sporo czasu na ich wybieraniu i szykowaniu. Przyświecała mi wizja najpiękniejszych świąt ze wspomnień mojego męża, jedyna zresztą jaką z nim podzielałam. Dzień świąteczny spędzony z książką i torbą słodyczy, w całkowitym oderwaniu od świata - aż do przeczytania ostatniej strony i zjedzeniu ostatniego cukierka. Niepomna zmiany czasów i pokoleń zapragnełam zafundować taki dzień moim wnuczętom. Slodycze dodałam do 'Polyanny' i 'Dzieci z Bulerby'. Czekałam na chwilę gdy po świątecznym obiedzie oderwą się na chwilę od ( nowych ) telefonów i , o cudzie , zatopią się bez pamięci we wciągającym świecie książki. Pudło. Wnuczek nie okazal książką najmniejszego zainteresowania. Zaś wnusia pewnie by się zatopiła gdyby nie to , że ma już całą biblioteczkę klasyki dziecięcej i niczym jej nie zadziwię. Słodyczy nie lubią.
Na szczęście miałam jeszcze w odwodzie gry i płyty i planowałam kolejne wejście... Gdy pośrod kolorowych paczek roznoszonych spod choinki przez dzieci dostrzegłam...kieliszki. Duże, pękate - moje wymarzone kielichy do wina. Czyżby komuś przyśniło się , że tłukę ostatni ulubiony kielich i zrobił mi prezent ? Jasne ,że nie. Kielichy powędrowały do mężczyzny. Tak jakby kobiety wina nie pijały ! Sztampa. Ja otrzymałam dużą torbę , a w niej dyżurny komplet płynów pod prysznic z Biedronki. Nie mam do cholery prysznica , kąpię się w wannie ! Podejrzewam , że dziecko moje ma całą piwnicę takich zestawów i kiedy już nic a nic nie przychodzi jej do głowy - wyciąga jeden. Płyny pod prysznic to kosmetyki uniwersalne - można dać je i babci i nastolatce , kobiecie i mężczyżnie. Jak już się bardzo nie chce chodzić po sklepach są zawsze pod ręką. Nawet nad skarpetkami trzeba się bardziej natrudzić - wypadaloby dobrać kolor.... Ciekawe czy zestawy dyżurne sprzedają z discountem za hurt ? Bo jeśli nie , to za taką kwotę można by kupić książkę , którą z przyjemnością czytałabym w wannie...bez płynu.
Po drugim płynie pod prysznic byłam już bliska łez gdy.....nareszcie dostałam oczekiwany prezent. Biznesowy organizer, rzadki rarytas w dzisiejszych czasach 'of high technology'. Od równolatki.
Inna rzecz , że sprawienie prezentowej przyjemności to w dzisiejszych czasach duża sztuka. Nawet jeśli zamawiamy prezenty wygodnie , przez internet . Spędziłam kilka dobrych godzin w poszukiwaniu e- booków w języku angielskim dla mojego doszkalającego się dziecka. Znalazłam tylko przyciężką literaturę klasyczną.Ani śladu wspólczesnej powieści ! Także w Empiku pod hasłem jezyki obce są tylko słowniki i podręczniki. Literatura obcojęzyczna tylko na zamówienie. W czasach gdy angielski jest naszym drugim językiem ! W odruchu rozpaczy kupiłam dziecku starą, dobrą Bridget Jones , tym razem z niemowlakiem... Niestety po polsku. Pękałam ze śmiechu czytając ją przed świętami. Dziecko nawet nie spojrzało na okładkę.
Największe klopoty mam zawsze z prezentami dla panów. Nawet jeśli znam ich zainteresowania to przy obdarowywaniu zawodzi mnie wyobrażnia. Pasjonuje go motoryzacja ? Przecież nie kupię samochodu. Sport ? Piłkę już ma. Ostatecznie zawsze kończę namiastką ' zestawu kosmetycznego ' , tyle że starannie unikając dużych pudełek. Nie oczekuję też od mężczyzn prezentów. I tak będzie je wybierać ich żona lub córka. Kuzynowie, wujowie, zięciowie czy bracia rzadko interesują się pasjami kobiet z rodziny. Być może dlatego , że od nich tego nie oczekujemy ?
Nie bardzo też wiadomo z czego ucieszy się babcia czy dziadzio.... Dobre kosmetyki dla kobiet w starszym wieku są zwykle zbyt drogie, a babcia i tak używa kilku ściśle określonych. Sonduję więc przez telefon stan czytelnictwa i dowiaduję się , że nieprzeczytane książki zalegają półki. Oczy się szybko męczą. Szukam e-booka , nie , nie ma komputera. Suplement diety ? Sama chętnie dostalabym taki wielki flakon z ' plynem na serce'.... Nie, nie kupuj. Mam takich kilka , zapominam je pić. Kupuję więc fikuśny termofor w welnianym golfie...i jest mi wstyd. Jaka kobieta chcialaby dostać w prezencie termofor ? Ja nie. Co to staruszka jestem ? Kiedy przyjdzie moja starość będę precyzyjnie mówila co chcę dostać. Tylko kto mnie o to zapyta ?
Jeszcze nie tak dawno byłyśmy dziećmi swoich rodziców. Dopóki żyli , my byliśmy do końca w centrum ich uwagi. Wiedzieli o czym marzymy, co chcielibyśmy dostać. I starali się jak mogli by sprawić nam miłą niespodziankę, nawet jeśli nie bylo ich na to stać. Potem , piękne i młode - dostawałyśmy prezenty od kochających partnerów, czasem mężów. I nagle, niemal z dnia na dzień , przestało być ważne czego chcemy. Już babcie, jeszcze nie staruszki. Za stare by je adorować , za młode by być darzone respektem. Kobiety o wyrobionych gustach , ale też nauczone by nie oczekiwać. Z definicji nastawione na obdarowywanie innych. Wypatrujemy iskry radości w oczach dzieci i wnucząt. Szczerze zmartwione jeśli nie udaje się nam ich zadowolić. Zapominamy o wlasnych marzeniach. O tym jak ekscytująco były one niezdefiniowane. Pozwalamy by inni też zapomnieli.
PS Trochę przekornie dobrałam zdjęcia z pomysłowymi prezentami.
Popularne posty
-
2 sierpnia 2015 (01.11) niedziela Od dziś wchodzi w życie ustawa antyprzemocowa. Jak to żle brzmi. Zbyt formalnie. Jakbym słyszała obojętn...
-
12 grudnia 2016, 2 rano poniedzialek Ciuchy. Zawsze mnie interesowaly. Nie same w sobie , ale jako ważny element mówiący sporo o człowiek...
-
Sobota , 20 sierpnia 2016, 00.56 Zaproszenie na imprezę z piątku na sobotę. Miło ,ze pamiętali. W telewizji jest dziś ciekawy film. Ni...
-
10.08.2015 godz 2.06 Znowu poniedziałek A może i dobrze. Bo coś znów mi sie na wspomnienia zebrało... Bo dni takie upalne..A ja tak daw...
-
18 lutego ? 2017 niedziela/ poniedzialek Kiedy człowiek się starzeje coraz częściej myśli o śmierci i umieraniu. W końcu mam już bliżej n...
-
14 sierpnia 2016 sobota/ niedziela Po cyklu trudniejszych tematów zdecydowałam się dziś na coś lżejszego... Choć fizycznie biorąc temat je...
-
niedziela/ poniedziałek 13 lipca Nie cierpię poniedziałków. Dlatego ciągle jeszcze tkwię w niedzieli. Niedziela- weekend są m.in czasem...
-
28 grudnia 2016 , 00.51 środa Święta , święta i już po. Zwykle lubię ten okres. Spokój, cisza, odpoczynek, czas wolny.Mogę sobie pośpiewa...
-
7 listopada 2016 soboto- niedziela Wreszcie jest ! Wczesniejsze emerytury. Myślalam , że tej obietnicy PiS nie dotrzyma. Bo starsi ludzie c...
-
24 /25 lipca 2015 sobota Miałam wczoraj ambitny plan by napisać dwa posty ( właściwie dlaczego POST a nie na przykład list?), ale jak zw...
wtorek, 27 grudnia 2016
sobota, 17 grudnia 2016
Madziu, jesteś wiotka !
12 grudnia 2016, 2 rano poniedzialek
Ciuchy. Zawsze mnie interesowaly. Nie same w sobie , ale jako ważny element mówiący sporo o człowieku je noszącym . O jego guście, preferencjach a czasem także ambicjach i kompleksach. Ubranie może upiększać albo sprawiać , że będziesz czuła się nieciekawie, nieatrakcyjnie, niewidzialnie.
Dorastałam w siermiężnym socjaliżmie, gdy jedyne atrakcyjne ciuszki kupowało się w polskim pewexie lub na praskim Bazarze Różyckiego. Koło bazaru przechodzilam idąc na szkoly - niestety tylko po to by popatrzeć. Moja kieszonkowe uczennicy nie pozwalało na zbytki. Ale narzekać nie mogłam. Mama dbała o moje ubrania , robila mi też na drutach orginalne bluzki czy fikuśne kamizele. Trzymam je do tej pory w nadziei , że kiedyś moja wnusia doceni ich styl. Mialam też więcej szczęścia niż koleżanki ponieważ mój tata często wyjeżdżal służbowo za granicę. Także na ' dziki zachód'. Dzięki temu do pierwszej klasy liceum maszerowałam w rozszerzanych sztruksach wranglera i w angielski szetlandzkich swetrach. Uch , jaki szpan. W szkole musialam na to wkładać potwornie niebieski i sztywny fartuch, ktory nosilam nonszalancko rozpięty. Zapinalam go szczelnie pod szyje jedynie na lekcje chemii. Stanowczo nie był to mój ulubiony przedmiot , a brzydka chemiczka z żółtą cerą i brązowymi od papierosów palcami nie znosiła ładnych dziewcząt. A taką ładną dziewczyną wówczas byłam. Szkoda tylko , że o tym nie wiedziałam !
Kiedy zdawalam na studia moglam już wybierać w ubraniach od 'Telimeny', ' Mody Polskiej' czy "Barbary Hoff". Tyle że nader rzadko bylo mnie na nie stać. Pamiętam , że na egzamin na Wydział Wiedzy o Teatrze w snobistycznej i ekskluzywnej warszawskiej Szkole Teatralnej poszłam w starej sukience mamy. Nieco za szeroka, z ciekawego żółtawego materiału przypominała czasy hippisowskie. Na szyję założylam skórzano - drewniany wisiorek, na nogi sznurowane wysokie botki. Mialo być oryginalnie . W końcu nie zdawalam na Wydział Aktorski ale na elitarny ambitny wydzial dla przyszłych recenzentów teatralnych. Mój strój miał świadczyć o moim charakterze. W holu szacownej szkoly przy ulicy Miodowej zebrało się sporo 'bananowej młodzieży'. Królowały super ciuchy z pewexu , a kto wie , może wprost z Paryża. Mlodzi ludzie byłi rozlużnieni,nieco zblazowani. Jak sie potem dowiedzialam gros zdających pochodzilo z rodzin polskich dyplomatów i ambasadorów. Jakże nijaka i bidna przy nich się czulam ! W takim nastroju stanełam przed kilkunasto osobową komisją egzaminacyjną skladającą się z najslynniejszych polskich aktorów i reżyserów. Wydawalo mi sie , że wszystko co mówię jest głupie i powierzchowne, że egzaminatorzy się ze mnie podśmiewają... Bo jak inaczej.. Przyszla taka malolata w starych ciuchach... Tak, moj skromny ubiór odebrał mi całą pewność siebie. Niepotrzebnie, bo egzamin konkursowy zdalam bardzo dobrze. Znalazlam się w finalowej dziesiątce. Zostaliśmy wybrani z kilku tysięcy kandydatów. Mimo to tamten egzamin pamietam jako straszne przeżycie.
Na pierwszych studiach ubieralam się dla chlopaków. Kuso i obciśle , czyli pospolicie...Chociaż jakiś sezon nosilam czapkę cyklistówkę zawadiacko na oko. To z powodu tej czapki ganial za mną fotoreporter. Namawiał na zdjecia na okladkę magazynu studenckiego ITD. Mialam wówczas tak silne poczucie własnej nieatrakcyjności , że stanowczo się od niego opędzałam. Szkoda , że będąc mlodymi nie zdajemy sobie sprawy z własnej urody. Kompleksy i niepewność siebie biorą górę. Ale na poszukiwania fajnych ciuchów moglam wówczas poświęcić masę czasu. Dobre sklepy ubraniowe, przeważnie butki , porozrzucane byly w kilometrowej odległości od siebie. Centra handlowe dopiero się rodziły. Po zajęciach robilam maratony polujac na modny, co nie zawsze znaczyło twarzowy, ciuch.
Szał podobania się mężczyznom przeszedł mi już w okresie studiów podyplomowych. Zdjecia robione przez moich kolegów w pracowniach fotograficznych Wydzialu Dziennikarstwa pokazują mnie w za lużnych , fioletowych sztruksowych rybaczkach do długich kozaków. Noszę wyciągnięte bawelniane podkoszulki i wyrażnie nie staram się ubierać. Jestem matką , w trakcie rozwodu i zdecydowanie bardziej niż wygląd interesuje mnie rozwój osobisty. Przesiaduje w bibliotekach. Biegam z długim , reporterskim obiektywem. Wieczorami daje korki z angielskiego. Każdy zarobiony grosz wydaję na moje małe szczęście.
Kiedy szczęście urosło na tyle by zacząć interesować się własnym wyglądem , zabierałam ją ze sobą na ciuchobranie. Efekt był zwykle taki , że wychodziłyśmy z butkiów objuczone torbami , w których jeden ciuch byl dla mnie , reszta dla mojej córeczki. Chciałam by modne, ciekawe ubrania pomagaly jej w poprawieniu samopoczucia, dodawały pewności siebie. Dzisiaj myślę , że przesadzilam . Moja nastolatka mając za dużo ubrań nie potrafiła ich cenić . Raz założone , lądowaly na stosie brudnych ciuchów, zapomniane.
Brnąc przez życie, zmieniając się z dziewczyny w kobietę, zmieniając partnerów i style - zawsze tęsknilam do eleganckiego outfitu. Mieć dużo dobranych ubrań na rożne okazje... Do każdego stroju odpowiednie buty i torebkę. Dobre perfumy. Jakoś nigdy mi się to nie udalo. Coś , ktoś bylo zawsze ważniejsze niż radość bycia elegancką kobietą.
Aż przyszedl czas, właśnie teraz na zadbanie tylko o siebie. Wreszcie jestem zadowolona z dochodów , oszczędzam jedynie na ostatni w moim życiu generalny remont domu. Żaden smutny facet pod bokiem nie jęczy mi z powodu braku nowego samochodu. Dziecko rozpuszcza wlasne dzieci. Hulaj dusza !
W nagrodę za dobre sprawowanie funduję sobie od czasu do czasu bieg po galeriach ciuchowych. Z wypiętą piersią i blyskiem w oku wkraczam do Bereshki. Wszystko tycie tycie . Sssski. Ale jest kilka sztuk eLek w niezlym stylu. Z eMek na eLki przeżucilam sie dwa lata temu , po jakiejś mało aktywnej zimie. Dżwigam kilka wieszaków do przymierzalni. Pocąc się ( po jaką cholerę tak grzeją ? Dla klientów w zimowych kurtkach ? ) wciskam na siebie kolejne sztuki. Nietwarzowe górne oświetlenie podkreśla każdą zmarszczkę, pofaldowanie. Pieprzyć to ! Po co w zimowym swetrze dekolt na gołe ramiona ? Wymyślił to jakiś niewyżyty designer ! Wydawało mi się , że dekolt mam jeszcze niezły , a to lustro temu przeczy. A te jeansy zwisające od bioder ? Czy nastolatki nie mają już kobiecych talii ? Ja mam i będe jej bronić. W tej malej czarnej uwypuklę talię ... tylko skąd się tu wziąl brzuszek ? Oddaję wszystko.
Potem oblędny maraton po innych butkiach w nadziei , że jeszcze coś dla siebie znajde. Może powinnam szukać w sklepach dla matron ? Tylko gdzie one są ? Butki szyją dla mlodych i bardzo młodych . Tak jakby 50 plus nie byly już kobietami ! Może powinnam sięgać na wyższe półki, tam gdzie dla nastolatek za drogo ? Lecę na wyższe pietra. Pusto, ekspedientki kłaniają się od progu. W gablotach sztuczne granaty, bezpłciowe czernie, ogromne wzory - jesteś okrągła , będziesz okrąglejsza. Za to ceny podwojone a czasem popięciorzone. Gdzie te świetnie skrojone beżowe sukienki , które zamożne bohaterki amerykańskich filmów kupują w eleganckich sklepach ? Wystarczy spędzić w takim sklepie kilka godzin, pozostawić wypasioną kartę kredytową by wyjść elegancka od stóp do głów. Czyżby w Polsce nie było sklepów dla dojrzałych pań z upper- class ?
Po godzinie czuję znajomy ( od pewnego czasu ) ból w plecach. Moje ciało ma dość. Z rozpaczy kupuję cieply szetland pocięty szpetnym i nikomu niepotrzebnym suwakiem z tyłu.Za to przymierzam go w luksusowej, obszernej i ładnie zaprojektowanej przymierzalni z nisko umieszczonym oświetleniem. Z uśmiechem mogę patrzeć na wlasne ciało , chociaż już nigdy nie będzie ono takie piękne jak wtedy gdy nie mialam pieniędzy na ciuchy. Nic się nie zmieni na lepsze, z nieczego już nie wyrosnę. Wracam BEZ tego dobrze mi znanego poczucia , że jutro w nowym ciuchu będę jeszcze piękniejsza. Czy już wszystkich przyjemności mam się wyrzec ?
Po takich przeżyciach coraz mniej chętnie wybieram sie na ciuchobranie. Szkoda mi wolnego czasu na dzień bez happy endu. Wolę z łóżka wybierać ciuchy przez internet. Nie zmęczę się i oszczędzam sobie widoku wlasnej osoby. Takie zakupy wymagaja jednak ogromnej samodyscypliny . Ustawicznie muszę pamiętać , że eLka nie eMka, że dekolt w łódkę nie w serek, a jeansy z wysoką talią.. I nie zapominać , że sweter unisex wygladający genialnie na chudej modelce metr osiemdziesiąt - mnie może pogrubić. Zrobiłam sie przy tym tak pokorna , że kiedyś z rozpędu kupilam XL - kę. Musialam zwrócić. Kupując przez internet zawsze zaglądam do opinii klientek sklepu. Poprawiają mi humor przyznajac sie do rozmiaru 44/ 46 przy zakupie seksownej malej czarnej. Widzę te brzuszki, pupki, fałdy, boczki.. W tym zestawieniu Madziu jesteś wiotka !
Ciuchy. Zawsze mnie interesowaly. Nie same w sobie , ale jako ważny element mówiący sporo o człowieku je noszącym . O jego guście, preferencjach a czasem także ambicjach i kompleksach. Ubranie może upiększać albo sprawiać , że będziesz czuła się nieciekawie, nieatrakcyjnie, niewidzialnie.
Dorastałam w siermiężnym socjaliżmie, gdy jedyne atrakcyjne ciuszki kupowało się w polskim pewexie lub na praskim Bazarze Różyckiego. Koło bazaru przechodzilam idąc na szkoly - niestety tylko po to by popatrzeć. Moja kieszonkowe uczennicy nie pozwalało na zbytki. Ale narzekać nie mogłam. Mama dbała o moje ubrania , robila mi też na drutach orginalne bluzki czy fikuśne kamizele. Trzymam je do tej pory w nadziei , że kiedyś moja wnusia doceni ich styl. Mialam też więcej szczęścia niż koleżanki ponieważ mój tata często wyjeżdżal służbowo za granicę. Także na ' dziki zachód'. Dzięki temu do pierwszej klasy liceum maszerowałam w rozszerzanych sztruksach wranglera i w angielski szetlandzkich swetrach. Uch , jaki szpan. W szkole musialam na to wkładać potwornie niebieski i sztywny fartuch, ktory nosilam nonszalancko rozpięty. Zapinalam go szczelnie pod szyje jedynie na lekcje chemii. Stanowczo nie był to mój ulubiony przedmiot , a brzydka chemiczka z żółtą cerą i brązowymi od papierosów palcami nie znosiła ładnych dziewcząt. A taką ładną dziewczyną wówczas byłam. Szkoda tylko , że o tym nie wiedziałam !
Kiedy zdawalam na studia moglam już wybierać w ubraniach od 'Telimeny', ' Mody Polskiej' czy "Barbary Hoff". Tyle że nader rzadko bylo mnie na nie stać. Pamiętam , że na egzamin na Wydział Wiedzy o Teatrze w snobistycznej i ekskluzywnej warszawskiej Szkole Teatralnej poszłam w starej sukience mamy. Nieco za szeroka, z ciekawego żółtawego materiału przypominała czasy hippisowskie. Na szyję założylam skórzano - drewniany wisiorek, na nogi sznurowane wysokie botki. Mialo być oryginalnie . W końcu nie zdawalam na Wydział Aktorski ale na elitarny ambitny wydzial dla przyszłych recenzentów teatralnych. Mój strój miał świadczyć o moim charakterze. W holu szacownej szkoly przy ulicy Miodowej zebrało się sporo 'bananowej młodzieży'. Królowały super ciuchy z pewexu , a kto wie , może wprost z Paryża. Mlodzi ludzie byłi rozlużnieni,nieco zblazowani. Jak sie potem dowiedzialam gros zdających pochodzilo z rodzin polskich dyplomatów i ambasadorów. Jakże nijaka i bidna przy nich się czulam ! W takim nastroju stanełam przed kilkunasto osobową komisją egzaminacyjną skladającą się z najslynniejszych polskich aktorów i reżyserów. Wydawalo mi sie , że wszystko co mówię jest głupie i powierzchowne, że egzaminatorzy się ze mnie podśmiewają... Bo jak inaczej.. Przyszla taka malolata w starych ciuchach... Tak, moj skromny ubiór odebrał mi całą pewność siebie. Niepotrzebnie, bo egzamin konkursowy zdalam bardzo dobrze. Znalazlam się w finalowej dziesiątce. Zostaliśmy wybrani z kilku tysięcy kandydatów. Mimo to tamten egzamin pamietam jako straszne przeżycie.
Na pierwszych studiach ubieralam się dla chlopaków. Kuso i obciśle , czyli pospolicie...Chociaż jakiś sezon nosilam czapkę cyklistówkę zawadiacko na oko. To z powodu tej czapki ganial za mną fotoreporter. Namawiał na zdjecia na okladkę magazynu studenckiego ITD. Mialam wówczas tak silne poczucie własnej nieatrakcyjności , że stanowczo się od niego opędzałam. Szkoda , że będąc mlodymi nie zdajemy sobie sprawy z własnej urody. Kompleksy i niepewność siebie biorą górę. Ale na poszukiwania fajnych ciuchów moglam wówczas poświęcić masę czasu. Dobre sklepy ubraniowe, przeważnie butki , porozrzucane byly w kilometrowej odległości od siebie. Centra handlowe dopiero się rodziły. Po zajęciach robilam maratony polujac na modny, co nie zawsze znaczyło twarzowy, ciuch.
Szał podobania się mężczyznom przeszedł mi już w okresie studiów podyplomowych. Zdjecia robione przez moich kolegów w pracowniach fotograficznych Wydzialu Dziennikarstwa pokazują mnie w za lużnych , fioletowych sztruksowych rybaczkach do długich kozaków. Noszę wyciągnięte bawelniane podkoszulki i wyrażnie nie staram się ubierać. Jestem matką , w trakcie rozwodu i zdecydowanie bardziej niż wygląd interesuje mnie rozwój osobisty. Przesiaduje w bibliotekach. Biegam z długim , reporterskim obiektywem. Wieczorami daje korki z angielskiego. Każdy zarobiony grosz wydaję na moje małe szczęście.
Kiedy szczęście urosło na tyle by zacząć interesować się własnym wyglądem , zabierałam ją ze sobą na ciuchobranie. Efekt był zwykle taki , że wychodziłyśmy z butkiów objuczone torbami , w których jeden ciuch byl dla mnie , reszta dla mojej córeczki. Chciałam by modne, ciekawe ubrania pomagaly jej w poprawieniu samopoczucia, dodawały pewności siebie. Dzisiaj myślę , że przesadzilam . Moja nastolatka mając za dużo ubrań nie potrafiła ich cenić . Raz założone , lądowaly na stosie brudnych ciuchów, zapomniane.
Brnąc przez życie, zmieniając się z dziewczyny w kobietę, zmieniając partnerów i style - zawsze tęsknilam do eleganckiego outfitu. Mieć dużo dobranych ubrań na rożne okazje... Do każdego stroju odpowiednie buty i torebkę. Dobre perfumy. Jakoś nigdy mi się to nie udalo. Coś , ktoś bylo zawsze ważniejsze niż radość bycia elegancką kobietą.
Aż przyszedl czas, właśnie teraz na zadbanie tylko o siebie. Wreszcie jestem zadowolona z dochodów , oszczędzam jedynie na ostatni w moim życiu generalny remont domu. Żaden smutny facet pod bokiem nie jęczy mi z powodu braku nowego samochodu. Dziecko rozpuszcza wlasne dzieci. Hulaj dusza !
W nagrodę za dobre sprawowanie funduję sobie od czasu do czasu bieg po galeriach ciuchowych. Z wypiętą piersią i blyskiem w oku wkraczam do Bereshki. Wszystko tycie tycie . Sssski. Ale jest kilka sztuk eLek w niezlym stylu. Z eMek na eLki przeżucilam sie dwa lata temu , po jakiejś mało aktywnej zimie. Dżwigam kilka wieszaków do przymierzalni. Pocąc się ( po jaką cholerę tak grzeją ? Dla klientów w zimowych kurtkach ? ) wciskam na siebie kolejne sztuki. Nietwarzowe górne oświetlenie podkreśla każdą zmarszczkę, pofaldowanie. Pieprzyć to ! Po co w zimowym swetrze dekolt na gołe ramiona ? Wymyślił to jakiś niewyżyty designer ! Wydawało mi się , że dekolt mam jeszcze niezły , a to lustro temu przeczy. A te jeansy zwisające od bioder ? Czy nastolatki nie mają już kobiecych talii ? Ja mam i będe jej bronić. W tej malej czarnej uwypuklę talię ... tylko skąd się tu wziąl brzuszek ? Oddaję wszystko.
Potem oblędny maraton po innych butkiach w nadziei , że jeszcze coś dla siebie znajde. Może powinnam szukać w sklepach dla matron ? Tylko gdzie one są ? Butki szyją dla mlodych i bardzo młodych . Tak jakby 50 plus nie byly już kobietami ! Może powinnam sięgać na wyższe półki, tam gdzie dla nastolatek za drogo ? Lecę na wyższe pietra. Pusto, ekspedientki kłaniają się od progu. W gablotach sztuczne granaty, bezpłciowe czernie, ogromne wzory - jesteś okrągła , będziesz okrąglejsza. Za to ceny podwojone a czasem popięciorzone. Gdzie te świetnie skrojone beżowe sukienki , które zamożne bohaterki amerykańskich filmów kupują w eleganckich sklepach ? Wystarczy spędzić w takim sklepie kilka godzin, pozostawić wypasioną kartę kredytową by wyjść elegancka od stóp do głów. Czyżby w Polsce nie było sklepów dla dojrzałych pań z upper- class ?
Po godzinie czuję znajomy ( od pewnego czasu ) ból w plecach. Moje ciało ma dość. Z rozpaczy kupuję cieply szetland pocięty szpetnym i nikomu niepotrzebnym suwakiem z tyłu.Za to przymierzam go w luksusowej, obszernej i ładnie zaprojektowanej przymierzalni z nisko umieszczonym oświetleniem. Z uśmiechem mogę patrzeć na wlasne ciało , chociaż już nigdy nie będzie ono takie piękne jak wtedy gdy nie mialam pieniędzy na ciuchy. Nic się nie zmieni na lepsze, z nieczego już nie wyrosnę. Wracam BEZ tego dobrze mi znanego poczucia , że jutro w nowym ciuchu będę jeszcze piękniejsza. Czy już wszystkich przyjemności mam się wyrzec ?
Po takich przeżyciach coraz mniej chętnie wybieram sie na ciuchobranie. Szkoda mi wolnego czasu na dzień bez happy endu. Wolę z łóżka wybierać ciuchy przez internet. Nie zmęczę się i oszczędzam sobie widoku wlasnej osoby. Takie zakupy wymagaja jednak ogromnej samodyscypliny . Ustawicznie muszę pamiętać , że eLka nie eMka, że dekolt w łódkę nie w serek, a jeansy z wysoką talią.. I nie zapominać , że sweter unisex wygladający genialnie na chudej modelce metr osiemdziesiąt - mnie może pogrubić. Zrobiłam sie przy tym tak pokorna , że kiedyś z rozpędu kupilam XL - kę. Musialam zwrócić. Kupując przez internet zawsze zaglądam do opinii klientek sklepu. Poprawiają mi humor przyznajac sie do rozmiaru 44/ 46 przy zakupie seksownej malej czarnej. Widzę te brzuszki, pupki, fałdy, boczki.. W tym zestawieniu Madziu jesteś wiotka !
Subskrybuj:
Posty (Atom)